Rafał Kuś: Jak rozpoczęła się Pani przygoda z szybownictwem?
Krystyna Marszałek: Mój starszy brat zaczął wcześniej latać na szybowcu. Zachęcił mnie do zapisania się do aeroklubu. Gdy zaczęłam startować w zawodach szybowcowych, brat przestał latać.
RK: Pasję latania zasczepiła Pani także swojej córce…
KM: Latanie zaszczepiliśmy córce wspólnie z mężem, którego poznałam podczas mistrzostw Polski w Lesznie. Urodziły nam się dwie córki. Teraz Marta lata zawodowo. Druga córka też będzie wiązać przyszłość z lotnictwem, bo jest w tej chwili na kursie dla stewardess.
RK: Na lotnisku w Rudnikach miały odbywać się właśnie Szybowcowe Mistrzostwa Kobiet. Dlaczego nie są rozgrywane?
KM: Niestety nie udało nam się spotkać w składzie minimum 10-osobowym. A to jest wymagane do rozegrania jakichkolwiek zawodów. Już nawet nie pamiętam, kiedy odbyły się mistrzostwa Polski kobiet. Pamiętam jedynie, żeby zdobyłam wtedy złoto.
RK: Stawia sobie Pani jakieś cele na przyszłość?
KM: Teraz bardziej liczę na córkę. W tej chwili coraz trudniej znaleźć mi czas na treningi. Latanie traktuję już raczej hobbystycznie.
RK: Jakie cechy powiniem mieć rasowy szybownik?
KM: Musi być wytrwały i cierpliwy, bo czasami są kiepskie warunki do latania i trzeba wykorzystać słabe noszenia. Pomaga znajomość meteorologii. Akurat z tym nie miałam problemu, bo pracowałam na stacji meteorologicznej. Szybownik musi być odważny i zdecydowany. Ważne jest podejmowanie trafnych decyzji. Musi też trochę zaryzykować, ale nie w sensie ryzykanctwa, tylko na granicy bezpieczeństwa.
RK: Dziękuję za rozmowę.