Stojąc na przejeździe kolejowym, zauważyłem kompletnie pijanego mężczyznę kierującego motocyklem. Próbował on przejechać z posesji na ulicę i zaliczył upadek. Widząc to, zadzwoniłem na policję i obserwowałem zachowanie tego mężczyzny. Stałem obok niego. Po kilku minutach nadjechał radiowóz, policjanci przejęli motocykl z kompletnie pijanym kierowcą. A teraz do celu. Co za to mam? Byłem wezwany na komisariat w celu złożenia wyjaśnień. Nikt nie pytał mnie, czy termin mi pasuje. Masz być i już. Stawiłem się, złożyłem wyjaśnienia, opowiedziałem jak to było, co widziałem. Co stało się dalej? 8 maja mam stawić się na rozprawie sądowej i spojrzeć w twarz osobie, która dzięki mojemu zgłoszeniu została oskarżona. Ten człowiek mieszka niedaleko mnie. Mam dziecko, które bawi się na osiedlu, samochód pod blokiem… Reasumując, już nigdy w życiu nie będę zgłaszał takich rzeczy na policję. Czasami lepiej coś widzieć i odjechać, niż coś zgłosić i być targanym po sądach, komisariatach, a do przebywać jeszcze w bezpośrednim kontakcie z osobą, która dzięki mojemu zgłoszeniu trafiła pod sąd. Nigdy nie wiadomo jak w perspektywie czasu się to zakończy. Policja może dużo, a zwykły obywatel jest nikim. Gdy chce pomóc, odpłaca się mu tak jak mnie teraz.
Źródło: