Tragedia rozegrała się w piątek o godz. 8.55. Na nagraniu z monitoringu autobusu widać mężczyznę i kobietę. 45-letni mężczyzna, były komandos z Lublińca, jechał autobusem od 20 minut. Był pijany. Siedział z tyłu. Na końcowym przystanku wstał, wyrzucił puszkę po piwie środkowymi drzwiami, a następnie wtargnął do kabiny kierowcy i zaczął go szarpać. Bójka trwała kilka minut i przeniosła się poza kabinę kierowcy. 59-latek próbował się bronić. Naglę zgiął się. Tego, co działo się dalej, nie zarejestrował monitoring, bo rozgrywało się już na zewnątrz autobusu.
Na pętlę przyjechali policjanci, którzy wcześniej zostali zaalarmowani o bijącym kierowcę mężczyźnie. – Po godz. 9 policjanci zastali mężczyznę, który reanimował 59-letniego kierowcę. – informuje podinsp. Joanna Lazar, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie. – Niestety mężczyzny nie udało się uratować. – Pogotowie wystawiło kartę lekarską, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.
Funkcjonariusze przeprowadzili oględziny miejsca wypadku, ale nie zabezpieczyli taśm z monitoringu. Jak twierdzi oficer prasowy KMP Częstochowa, nikt w trakcie oględzin nie informował, że doszło do naruszenia nietykalności kierowcy przez tego pasażera. – Nie zmienia to faktu, że policjanci popełnili błąd. Dlatego komendant częstochowskiej policji insp. Artur Bednarek zlecił postępowanie wyjaśniające, dlaczego funkcjonariusze nie zabezpieczyli nagrania z monitoringu.
Sprawę nagłośniło Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Częstochowie, które przekazało policji zapis z monitoringu. W środę przeanalizował nagranie prokurator, który w efekcie przedstawił 45-letniemu mężczyźnie zarzut naruszenia nietykalności cielesnej i gróźb karalny wobec kobiety – świadka całego zajścia. – Mężczyzna przyznał się, że szarpał kierowcę. Twierdzi jednak, że jego celem było udzielenie pomocy – mówi Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Pierwszy zarzut zagrożony jest rokiem więzienia, drugi do 5 lat pozbawienia wolności. Mogą one jednak ulec zmianie, bo biegli sądowi z zakresu medycyny badają teraz, czy zachowanie podejrzanego mogło przyczynić się do zawału serca kierowcy.