Wracam z redakcji na rowerze, jadę ścieżką rowerową wzdłuż al. Armii Krajowej, w kierunku centrum Częstochowy. Dojeżdżam do skrzyżowania z al. Jana Pawła II. Tuż przed nim ścieżka gwałtownie się urywa, na skrzyżowaniu akurat pojawia się zielone światło, przede mną dwa rzędy ludzi, więc przejeżdżam przez przejście ostrożnie i wolniutko za nimi, z prędkością może 4 km/h. Przejechałem, nikogo nie poturbowałem, ale… po 70 metrach widzę dwa motocykle policyjne, zaparkowane w ukryciu. Jadę bardzo powoli, ale jeden z policjantów podchodzi i mówi: – Tam chyba nie było wyznaczonego przejazdu dla rowerzystów?
– Kiepską mamy infrastrukturę rowerową w Częstochowie – odpowiadam.
– I co my mamy zrobić? – pyta policjant.
– Zdaję sobie sprawę, że uchybiłem przepisowi – tłumaczę. – Ale nie stworzyłem żadnego zagrożenia. Nie wtargnąłem gwałtownie na przejście, jechałem powoli za pieszymi, nikogo nawet nie dotknąłem. Myślę więc, że może pan udzielić mi ustnego upomnienia. Na pewno przyczyni się to do budowania w moich oczach wizerunku policji jako służby potrafiącej zachować się w każdej sytuacji – dodaję.
I pewnie tak – szczęśliwie dla mnie – skończyć się mogło całe zajście, gdyby nie pewien szczegół…
– Ale my mamy akcję NURD. Wie pan, co to jest? – zapytał policjant.
Odpowiedziałem, że wiem. NURD to skrót od Niechronieni Uczestnicy Ruchu Drogowego. Czyli – akcja policji, podczas której patrole szczególną uwagę poświęcają bezpieczeństwu pieszych i rowerzystów.
Policjant stwierdził dalej, że za przejazd rowerem przez przejście należy się 100 zł mandatu.
– Czyli policja kieruje się statystykami, którymi ma się wykazać, a nie logiką… – odparłem nieco już zrezygnowany.
– Niestety, musimy się z panem zgodzić – stwierdzili zgodnie obaj doświadczeni funkcjonariusze. Po czym jeden z nich na potwierdzenie tego wypisał mi mandat.
– Jako obywatelowi wstyd mi, że utrzymuję tak funkcjonującą służbę – powiedziałem już nie tyle zrezygnowany, co zdenerwowany. I odebrałem mandat.
Są przepisy, trzeba było ich przestrzegać – powie ktoś. Niby tak. Ale kto o zdrowych zmysłach wysyła doświadczonych funkcjonariuszy z policji drogowej na motorach „w krzaki” zamiast na ruchliwe drogi? By bezwzględnie karać ludzi mandatami za niewielkie nawet przewinienia? Bo jest akcja i trzeba wyrobić statystyki? Kto odbiera im prawo do dokonania oceny, jaki był kontekst danego zachowania, jakie mogło mieć ono skutki i uzależnienia od tego podejmowanych przez funkcjonariusza działań? Mogli przecież mnie pouczyć. To ośmieszanie policjantów, którzy mówią „zgadzamy się z panem, ale musimy, bo nam się słupki nie będą zgadzały”.