– Dotyczy to wyłącznie tych należności, które są już stare i nie jesteśmy ich w stanie ściągnąć, bo nie mamy do tego odpowiednich służb – wyjaśnia Robert Madej, zastępca prezesa MPK w Częstochowie.
10 mln zł to kwota, która uzbierała się z niezapłaconych 62872 mandatów. W 2013 roku kontrolerzy złapali 26 tys. gapowiczów. Dwa lata temu było ich 28 tysięcy. Bilet normalny kosztuje 3 zł, a mandat za jego brak 240 zł. Jeśli jednak zostanie zapłacony w ciągu 7 dni, to wyniesie 167 zł.
MPK ma prawo pozwać dłużników do sądu. Za jazdę bez biletu grozi 30 dni aresztu lub 5 tys. zł kary grzywny. Osoba, która nie zapłaci mandatu, znajdzie się w Krajowym Rejestrze Dłużników. A to oznacza, że nie dostanie pożyczki czy kredytu w banku.
Robert Madej w każdy wtorek przyjmuje gapowiczów, którzy próbują odwrócić całą sytuację, skarżąc się na kontrolerów czy brak czasu na skasowanie biletu. – Tłumaczą się, że nie zdążyli skasować biletu, bo za szybko zablokowano kasowniki lub kontrola przebiegała nie tak jak powinna – twierdzi Madej. – Najczęściej są to kłamstwa. Wszystko weryfikuje monitoring i nasz system.
MPK zatrudnia około 20 kontrolerów. Większość z nich pracuje na umowę zlecenie. – Liczba kontrolerów nie jest stała – zaznacza Madej. – Staramy się odchodzić od umów o pracę i stosujemy zasadę wynagrodzenia prowizyjnego.
Jaki informuje Madej, negocjacje z firmami windykacyjnymi powinny zakończyć się w ciągu dwóch tygodni.