16 kwietnia 2018 roku 47-letnia Jolanta S. była z 5-letnim synem na dworcu głównym PKP w Częstochowie. W pewnym momencie, na skutek niewłaściwego sprawowania opieki przez matkę, dziecko wpadło w szczelinę pomiędzy krawędzią peronu a ruszającym pociągiem. Widząc opisane zdarzenie w lusterku, motorniczy niezwłocznie zatrzymał ruszający pociąg. W wyniku upadku chłopiec nie odniósł obrażeń ciała i jego stan zdrowia nie wymagał hospitalizacji. Badanie alkomatem wykazało u Jolanty S. ok. 0,6 promila alkoholu w organizmie.
W postępowaniu Jolancie S. przedstawiono zarzut narażenia syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do 3 lat więzienia. Przesłuchana w charakterze podejrzanego Jolanta S. nie przyznała się do zarzucanego jej przestępstwa i wyjaśniła, że nie była w stanie przewidzieć zachowania dziecka.
– Sąd uznał, że oskarżona dopuściła się czynu polegającego na tym, że naraziła osobę będącą pod jej opieką na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia, ale zrobiła to w sposób nieumyślny – mówiła we wtorek sędzia Katarzyna Gulbinowicz uzasadniając wyrok. – Niedbalstwo jakie można przypisać oskarżonej polega na tym, że powinna i mogła to przewidzieć. Zdaniem sądu oskarżona zachowała się nieostrożnie. Osoba dorosła, która przebywa z 5-letnim dzieckiem w pobliżu ruszającego pociągu, praktycznie przy linii określającej minimalną odległości jaką należy zachować od pojazdu, winna dołożyć wszelkich starań, żeby nie dopuścić przekroczenia przez osobę małoletnią zakreślonej linii ostrzegawczej. W sytuacji, gdy pociąg rusza, dziecko powinno być obserwowane przez rodzica, bacznie trzymane za rękę. Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżona dopuściła się zarzucanego jej występku, ale z winy nieumyślnej. Przypisanie oskarżonej działania umyślnego wymagało wykazania, że albo chciała dopuścić do tego zdarzenia, albo przewidywała taką możliwość, że jej syn wpadnie pod ruszający pociąg i godziła się na ten stan. Zdaniem sądu nie ma na to dowodów.
W dalszej części uzasadnienia wyroku sędzia podkreśliła, że materiał dowody w postaci nagrania z monitoringu wskazał, że oskarżona była zaskoczona całą sytuacją, a nawet zszokowana. Jej zachowanie było jednak na tyle rozsądne, że szybko wydostała dziecko z torowiska. Z kolei stężenie alkoholu w organizmie oskarżonej było niewielkie i zdaniem sądu nie miało większego wpływu na zaistnienie tej sytuacji. Chwilowe puszczenie ręki syna przez Jolantę S. wynikało natomiast raczej z chęci pomachania partnerowi, który przebywał w pociągu.
– Okoliczności popełnienia czynu nie budziły wątpliwości, ale wina sprawcy i społeczna szkodliwość czynu nie były znaczne – uzasadniała wyrok sędzia Katarzyna Gulbinowicz. – Dziecko nie doznało żadnych obrażeń fizycznych i nie było świadome istniejące zagrożenia. Matka jest silnie związana emocjonalnie z dzieckiem, a sytuacja która zaistniała na dworcu, odcisnęła piętno w jej psychice, co wynikało z jej oświadczeń złożonych na ostatniej rozprawie. Mówiła, że ta sytuacja wraca do niej i mocno to przeżywa.
Wyrok jest nieprawomocny.
Źródło: własne