W czwartek, 20 lipca w Hali Sportowej Częstochowa odbyło się spotkanie zainicjowane przez Stowarzyszenie Emerytów i Rencistów Policyjnych oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej w związku z ustawą dezubekizacyjną, obniżającą emerytury i renty funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa w PRL.
Fot.PL
- To pokazuje, że można dowolnej grupie zawodowej w Polsce odebrać uprawnienia emerytalne. Dzisiaj policjanci, jutro nauczyciele, może pojutrze sędziowie, wykładowcy wyższych uczelni - mówi Marek Balt, wiceprzewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej i szef struktur partii w województwie śląskim. - Dzisiaj PiS zweryfikował byłych policjantów, którzy nie popełnili żadnych przestępstw, łapali złodziei, kryminalistów, ochraniali rząd. Dotyczy to również oficerów CBŚ, którzy likwidowali mafie. Rząd Kaczyńskiego obniżył im emerytury do 800 zł. Uważamy, że jest to niesprawiedliwe, a ci ludzie zostali ukarani tylko dlatego, żeby ktoś musi być winny. PiS nazwał ustawę dezubekizacyjną i stygmatyzuje tych ludzi, mówiąc że byli bandytami i przestępcami. To nieprawda. Oni pełnili swoje funkcję w policji również po 1989 roku konstytucję. W pewnym momencie ci policjanci zwrócą się do sądów europejskich i zostaną zasądzone im z powrotem ich emerytury z odsetkami i ktoś będzie musiał za to zapłacić.
Ustawa dezubekizacyjna została podpisana przez Andrzeja Dudę 30 grudnia 2016 roku. Zakłada obniżkę emerytur i rent „za służbę na rzecz totalitarnego państwa” tym, którzy pełnili ją od lipca 1944 roku do lipca 1990 roku. Takim osobom emerytura zostanie obniżona do poziomu maksymalnie średniej emerytury wypłacanej przez ZUS (ok. 2053 zł brutto). W przypadku rent nie jest to więcej niż ok. 1543 zł brutto.
- Mamy już 12 zgonów związanych z tą ustawą, w tym cztery samobójstwa i osiem śmiertelnych zawałów serca - twierdzi Ewa Macek ze Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych. - Nie możemy się z tym pogodzić, dlaczego nazywa się nas zdrajcami, oprawcami, katami, skoro służyliśmy dla Polski. Wykonywaliśmy swoją pracę. To była całodobowa służba. Narażaliśmy swoje życie i zdrowie.
Podpułkownik Krzysztof Kwiatkowski rozpoczął służbę w milicji w 1982. Zarzuca się mu, że działał "na rzecz państwa totalitarnego". Decyzji o obniżeniu emerytury jeszcze nie dostał, ale jest przekonany, że to kwestia czasu. - Moja historia jest jak każda inna. Zacząłem służbę w 1982 roku w milicji. Teraz zarzuca mi się to, że chroniłem czeski konsulat, a IPN uznał, że w ten sposób działałem na rzecz państwa totalitarnego - mówi podpułkownik Kwiatkowski. - Pomimo tego, że zwolniłem się ze służby ponownie wróciłem w 1990 roku i od stopnia plutonowego do podpułkownika pełniłem ją do 2012 roku. Teraz ktoś teraz twierdzi, że cały mój dorobek idzie w nicość.
Kwiatkowski zapowiada, że podejmowane będą wszystkie działania w granicach prawa, aby dowieść niewinności oskarżanych o współpracę "na rzecz państwa totalitarnego" funkcjonariuszy. - Będziemy się odwoływać, bo mamy takie prawo. Kampania władzy, która okrzyknęła nas ubekami i osobami żyjącymi z przywilejami, jest nieprawdą. Obecna władza nie jest praworządna i sprawiedliwa. Manipuluje społeczeństwem, żeby je podzielić i skłócić - twierdzi. - Nazwano nas złodziejami, bandytami, tylko dlatego, że wiele ludzi zaczynało służbę w policji w końcówce lat. 80. ubiegłego wieku lub wcześniej. Osobom, które pełniły wtedy wyłącznie służbę w organach bezpieczeństwa już w 2009 obniżono emerytury, a teraz odbiera się resztki. Ludzie, którzy dostają obecnie decyzję, umierają z nią w rękach, dostają zawałów, wylewów, rzucają się przez okno. To bandycka ustawa, a decyzje, które dostajemy, to decyzje śmierci.
Źródło: własne |