fot. archiwum Zbigniewa Niesmacznego
Życie kosztuje. Przekonuje się o tym każdy, kto zaczyna samodzielne dorosłe życie. Kończy się wtedy beztroska, a zaczynają się rachunki: za media, za czynsz, za gaz, prąd i… za wodę. Zwłaszcza za wodę. „Tylko dlaczego aż tyle?” – pyta niejeden młody dorosły. Niedługo to pytanie zadawać będą sobie wszyscy! Rząd zdecydował, że za wodę zapłacimy w przyszłym roku nawet czterokrotnie więcej niż teraz. Wszystko na mocy nowelizacji prawa wodnego, które - jak twierdzi rząd - jest tylko koniecznym dostosowaniem do przepisów unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej, a także tzw. dyrektywy azotanowej. Ma być to warunek konieczny, by skorzystać z finansowania unijnego m.in. na ochronę przeciwpowodziową.
Jak twierdzi prezes Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów Łukasz Czopik, rządowy projekt zakłada kilkuset-, a nawet tysiącprocentowy wzrost opłat za pobór wody ze środowiska. Zastanawiające wydaje się tak ochocze wprowadzanie dyrektyw unijnych, które uderzą w kieszeń zwykłego obywatela, przez rząd, którego (delikatnie mówiąc) nie można nazwać ekipą euroentuzjastów. Kiedy chodzi o standardy demokracji, prawa kobiet albo mniejszości seksualnych, rząd podkreśla, jak bardzo nie zamierza podporządkowywać się unijnym naciskom, godzącym w suwerenność Polski. Kiedy zaś chodzi o rzeczy tak przyziemne, jak woda i portfel statystycznego Kowalskiego (zwłaszcza tego, któremu się, nomen omen, „nie przelewa”…), władza nie wykazuje sprzeciwu.
Sprzeciw wykazali za to częstochowscy radni, którzy wystosowali do posłów list tłumaczący, że częstochowian nie stać na tak duże podwyżki cen wody. Dodatkowo odstrasza np. pewnego inwestora z branży kosmetycznej, który mógłby w naszym mieście stworzyć sporo nowych miejsc pracy.
Horrendalne podwyżki cen wody to niejedyny minus nowego prawa wodnego, bo jest jeszcze coś, czego już raczej rząd nie zdoła zrzucić na dyrektywy unijne. Pieniądze za pobór wody, które dotychczas trafiały do budżetu samorządu (a dokładniej: do urzędów marszałkowskich, a potem dystrybuowane były do Narodowego i Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a także do powiatów i gmin), od przyszłego roku trafiać mają do nowo stworzonej instytucji pod nazwą „Wody Polskie”, która zarządzana będzie na szczeblu centralnym. W przypadku województwa śląskiego może chodzić o kwotę nawet 100 milionów złotych rocznie! Czy to kolejny „skok na kasę” w celu załatania budżetu, który nie chce się dopiąć? Bo nie znalazł się ten bilion siedemset miliardów złotych na realizację obietnic wyborczych, który podobno miał leżeć na ulicy? A może to skok na samorząd, bo ktoś nie może znieść tego, że władza lokalna to ostatnie, czego nie udało się zagarnąć „dobrej zmianie”?
Źródło: Zbigniew Niesmaczny |