Fot. PL
Aborcja to w Polsce temat elektryzujący, który powraca jak bumerang. Od wielu lat jest przedmiotem wojny ideologicznej, ogniskiem zapalnym cementującym podział na dwa wrogie obozy. Lewica tę wojnę ideologiczną przegrała już dawno, a aktem jej kapitulacji jest obecny tzw. „kompromis aborcyjny”, który w istocie jest kompromisem prawicy z Episkopatem, bo kobiet o zdanie nikt nie pytał… Podziemie aborcyjne w Polsce prosperuje bardzo dobrze także dlatego, że nawet w przypadkach dopuszczonych przez prawo (czyli gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, gdy płód jest ciężko uszkodzony lub gdy ciąża zagraża życiu kobiety) kobieta może mieć ogromny problem ze znalezieniem lekarza, który legalnie przeprowadzi zabieg. Bo albo lekarz uświadomi sobie, że jest katolikiem (jakby tego nie wiedział, kiedy wybierał specjalizację) i zasłoni się klauzulą sumienia, albo po prostu boi się środowiskowego ostracyzmu, więc też się zasłoni klauzulą, albo pod szpitalem zjawiają się „obrońcy życia”, próbujący nie dopuścić do wykonania zabiegu.
To wszystko to dla skrajnej prawicy ciągle za mało. Stworzyła Komitet Inicjatywy Ustawodawczej „ Stop Aborcji”, który przygotował projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji, we wszystkich przypadkach. Nawet zbiorowy gwałt, perspektywa śmierci kobiety albo urodzenia dziecka z mózgiem na wierzchu, które będzie konało przez 10 dni znieczulane morfiną (vide sprawa prof. Chazana), tych ludzi nie wzrusza. Chcą ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, z tym że nawet „poczęcie” rozumieją na opak, bo dla nich poczęciem jest „połączenie męskiej i żeńskiej komórki rozrodczej”, choć lekarze definiują jako moment poczęcia dopiero zagnieżdżenie się zarodka w macicy. Projekt ustawy formalnie jest obywatelski, ale nietrudno zgadnąć, że ktoś po prostu upomniał się o swój dług. Trzeba się przecież odwdzięczyć za poparcie z ambony. W ubiegłą niedzielę księża w kościołach odczytali list Episkopatu w tej sprawie.
Tego samego dnia w wielu miastach Polski, w tym także w Częstochowie, odbyły się manifestacje przeciwników zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Organizatorami protestów była Partia Razem, a powtarzającym się atrybutem protestujących – wieszak na ubrania. To właśnie przy pomocy wieszaków kobiety w przedwojennej Polsce „usuwały” ciąże, ponieważ nie można było tego zrobić legalnie i w cywilizowany sposób. Protestujący wskazywali na to, że po ewentualnym wejściu tej ustawy w życie, polskie kobiety w wypadku poronienia będą - podobnie jak w dalekim Salwadorze - podejrzane o popełnienie ciężkiego przestępstwa. Zwracano również uwagę, że nowe prawo uniemożliwi przeprowadzanie badań prenatalnych, dzięki którym można wykrywać i - co ważniejsze - leczyć choroby genetyczne już na etapie życia płodowego.
Jako że autorzy przewidują za „spowodowanie śmierci dziecka poczętego” karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat również dla niedoszłej matki, aż się prosi, by zadać retoryczne pytanie – czy kobieta, która poroni zanim się zorientuje, że była w ciąży, też trafi do więzienia? Albo taka, która formalnie nawet w ciążę nie zaszła, bo zarodek nie zagnieździł się w macicy? Jak to sprawdzić? Może obowiązkowe czipy wszczepiane wszystkim kobietom rozwiążą problem prolajferów? Czy oddziały położnicze zapełnią się kobietami przykutymi kajdankami do szpitalnego łóżka? Taki widok jest częsty w Salwadorze, gdzie kobieta, która poroni, jest niejako z urzędu podejrzewana o zabicie „dziecka” (bo przecież może to być jej wina, że poroniła) i grozi jej nawet 30 lat więzienia. Twórcy projektu chcą, by do programów nauczania szkolnego nie wprowadzało się już "wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji", tak jak czytamy w obecnej wersji ustawy. Zamiast tego w szkołach ma się uczyć o wychowaniu do życia w rodzinie. Przedmiot ma obejmować "wiedzę o zasadach odpowiedzialnego rodzicielstwa oraz wartości rodziny i ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci".
Niedzielna demonstracja może i nie imponowała frekwencją, bo wzięło w niej udział około 30 osób (oprócz działaczy Partii Razem byli także członkowie Ruchu Sprawiedliwości Społecznej i Porozumienia Socjalistycznego), ale wynikało to tylko i wyłącznie ze spontanicznego charakteru protestu. Odbył się w niedzielę, a decyzja o organizacji zapadła zaledwie dzień wcześniej. Sam jednak fakt, że w naszym mieście odbywają się ostatnimi czasy demonstracje różnych środowisk – od KOD-u począwszy na środowiskach lewicowych skończywszy - świadczy o tym, że coś się dzieje, coś w nas fermentuje. W społeczeństwie dojrzewa świadomość, że zostało oszukane przez ekipę rządzącą. Nie na to zgadzali się w październiku ubiegłego roku, nie za tym głosowali. Pytanie tylko, czy tego rodzaju refleksja nie jest spóźniona…
Źródło: własne |