Fot. PL
Poczta Polska to instytucja zaufania publicznego. Sama na swojej stronie internetowej chwali się 455 – letnią historią. Towarzyszyła nam już więc przed rozbiorami, potem w odrodzonej Polsce, w czasie II wojny światowej, po wojnie aż do teraz. Wielu z nas zna dobrze „swojego” listonosza, czasem nawet nawiązuje się nić wzajemnej sympatii. Emerytów i rencistów odwiedzają co miesiąc, przynosząc pieniądze. Dostarczają nam rachunki, pisma urzędowe, listy, pocztówki, zamówione przesyłki. Czasem ponaglenia z banku, wezwania, mandaty i inne mniej przyjemne rzeczy, ale my przecież wiemy, że to nie ich wina – oni tylko wykonują swoją pracę, doręczają to, co ktoś do nas wysłał. Niezbyt często zastanawiamy się, co tak naprawdę należy do obowiązków listonosza. Niby wiemy, że nie jest mu łatwo, że bieganie z ciężką torbą na ramieniu po mieście i to pieszo, a potem jeszcze po schodach nie jest łatwe, tyle że na tym praca listonosza ani się nie zaczyna, ani nie kończy. Listonosze, jak sami twierdzą, wykonują 6 zawodów: są agentami ubezpieczeniowymi, sprzedawcami, drukonoszami, akwizytorami finasowo-kredytowymi, odczytują stan liczników, a pensje otrzymują za jeden zawód i to pensję niewspółmierną do nakładów pracy.
Dlatego właśnie tydzień temu częstochowscy listonosze pikietowali najpierw pod naszym urzędem pocztowym, a potem przed magistratem. Domagali się podwyżek w wysokości 600 zł miesięcznie, gdyż, jak twierdzą, lepiej od nich zarabiają nawet kasjerki w dyskontach, a to przecież ich zarobki jeszcze niedawno były symbolem wyzysku pracownika. Podkreślali, że podwyżek nie dostali od kilku lat, a znaczenie usług Poczty Polskiej jest systematycznie zmniejszane przez konkurencyjne, prywatne firmy kurierskie, które wykonują zlecenia do niedawna zastrzeżone dla niej.
W proteście trwającym niecałe 30 minut wzięło udział 150 listonoszy. Dlaczego tak krótko? Bo odbył się przed godziną 8 rano, czyli przed pracą, do której musieli się punktualnie stawić.
Podobne protesty odbyły się i odbywają w wielu miastach Polski. Postulaty listonoszy wszędzie są takie same albo bardzo podobne np. wyższe płace i przestrzeganie godzin pracy, ale niewiele z tego wynika, a ogólnopolski strajk wisi w powietrzu. W czwartek w stolicy odbyło się spotkanie ostatniej szansy Zarządu Poczty Polskiej ze związkowcami z NSZZ „Solidarność. Między Zarządem a związkiem była prowadzona mediacja
Związkowcom zależało na podwyżce minimum 300, a dla zarabiających powyżej 6 tys. zł brutto "Solidarność" chciała... obniżenia płac o 5 proc, na znak solidarności właśnie z kolegami po fachu, którzy najgorzej zarabiają.
O porozumienie jednak nie było łatwo, bo choć Zarząd Poczty Polskiej był skłonny do ustępstw, to jej budżet mógłby postulatów pocztowców zwyczajnie nie wytrzymać. Już 100 zł podwyżki kosztowałoby Pocztę Polską więcej niż wyniósł jej zysk netto za ubiegły rok.
Spotkanie zakończyło się tymczasowym kompromisem między obydwoma stronami. Uzgodniono wzrost wynagrodzenia zasadniczego o kwotę 150 złotych brutto od 01 marca 2016 r. dla pracowników, których dotychczasowe wynagrodzenie zasadnicze nie przekracza 4000 złotych, oraz jednorazową wypłatę dla pracowników eksploatacji kwoty 200 złotych na jeden etat, co stanowi razem kwotę ok. 168 mln złotych. Podwyżką wynagrodzenia zasadniczego objętych zostanie 70767 pracowników. Na tym jednak spór się nie kończy a dalsze rozmowy będą prowadzone po powołaniu nowego Zarządu Poczty Polskiej, najpóźniej w czerwcu br.
Jak to się skończy i czy czeka nas paraliż państwowej poczty? Czas pokaże.
Źródło: własne |