Fot.PL
Kiedyś już pisałem o tym, że media to potężna broń. I nie wycofuję się z tego, a wręcz uważam, że jest to broń bardziej skuteczna niż mi się wydawało, i to niezależnie od zasięgu. Informują o ważnych wydarzeniach, imprezach, sukcesach, porażkach, akcjach charytatywnych i… aferach. To dobrze, bo również o nich społeczeństwo powinno być informowane. Od tego mamy wolność mediów, by z niej korzystać. Politycy, również ci lokalni, powinni mieć świadomość, że czwarta władza patrzy im na ręce, by kilka razy zastanowili się, zanim zdecydują się na działanie niezgodne z prawem w nadziei, że nikt o tym się nie dowie. Niestety media nie tylko afery wykrywają, ale czasem po prostu kreują je na własny lub cudzy użytek. Bo sprzedaż spada, a afera dobrze się sprzedaje, bo jest ciche zlecenie na to, żeby komuś zaszkodzić, pochodzące z kręgów politycznych. Bo redaktor naczelny albo wydawca ma określone poglądy i zależy mu na wpływaniu na opinię publiczną w pożądanym przez siebie kierunku, oraz z wielu innych powodów.
13 lutego 2014 coś jednak pękło. To właśnie wtedy (czyli kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi) w „7 Dniach” ukazał się artykuł autorstwa dzisiejszego radnego PiS Artura Sokołowskiego pt. „Jak ukraść milion złotych z miejskiej kasy”, w którym autor insynuował, jakoby urzędnicy częstochowskiego magistratu celowo tak pokierowali procesem rozdzielania funduszy w ramach tzw. „Inicjatywy Lokalnej”, by zostały one przyznane projektom, z którymi związani byli członkowie rodziny Marka Balta, ówczesnego posła SLD. W sprawę miał rzekomo być również zamieszany Piotr Urbaniak, pełniący wtedy obowiązki kierownika Biura Inicjatyw Lokalnych i Konsultacji Społecznych. Zdaniem autora był również przewodniczącym komisji rewizyjnej Stowarzyszenia "Wybierzmy Przyszłość". To też już wtedy nie było prawdą, gdyż Urbaniak nigdy nie był przewodniczącym komisji rewizyjnej, był tylko członkiem tej komisji. Piotr Urbaniak zrezygnował z tej funkcji na początku 2013 roku, o czym radny już nie raczył wspomnieć. Artykuł pewnie nie byłby już tak „ciekawy”.
Artykuł Sokołowskiego zawiera wiele fałszywych informacji. Począwszy od powodów, dla jakich projekty radnych PiS nie otrzymały dotacji ( uchybienia formalne, czyli wnioski zostały po prostu przygotowane niezgodnie z regulaminem konkursu), przez twierdzenie, jakoby oceniający masowo odrzucali wnioski mieszkańców (mimo że często były to wnioski ze znacznym pieniężnym wkładem własnym, więc w zasadzie niemożliwe do realizacji), skończywszy na insynuacjach, jakoby Anna Turlej (przewodnicząca stowarzyszenia) miała samodzielnie podejmować decyzje dotyczące rozporządzenia przyznanymi Stowarzyszeniu „Wybierzmy Przyszłość” środkami finansowymi. Celowo skonstruowany stek bzdur, był obliczony na to, by w czytelniku wzbudzić oburzenie, a że autor mijał się z prawdą…
Po pierwsze nadzór nad realizacją zadania publicznego w ramach inicjatywy lokalnej prowadzi nie wnioskodawca, a wyznaczony przez prezydenta właściwy wydział Urzędu Miasta Częstochowy lub miejska jednostka organizacyjna. Po drugie: wydatki ponoszone na konkretne inicjatywy lokalne są dokonywane bezpośrednio z budżetu miasta. Wnioskodawcy nie mają więc żadnego bezpośredniego kontaktu z tymi pieniędzmi i nie mogą nimi dysponować, tym bardziej dowolnie! To są fakty wynikające z odpowiednich przepisów prawa, z którymi radny PiS albo się nie zapoznał, albo liczył na to, że żaden czytelnik się nie zapozna.
Niestety dla lokalnego polityka PiS i redakcji pomówiony Piotr Urbaniak postanowił nie przyglądać się biernie całej sytuacji. Oddał sprawę do sądu, gdzie udowodnił kłamstwa radnego PiS. Na podstawie ugody sądowej Artur Sokołowski i redakcja „7 Dni” zostali zobowiązani do opublikowania przeprosin na łamach tygodnika oraz do usunięcia artykułu ze strony internetowej. Przeprosiny faktycznie pojawiły się, wciśnięte pomiędzy inne artykuły.
Jaki jest morał z tej historii? Na sprawiedliwość czasem trzeba długo czekać. Ale warto, a kłamstwo nigdy nie popłaca i prędzej czy później wyjdzie na jaw. Tylko odbudowanie społecznego zaufania i szacunku nie jest takie łatwe. Sokołowski dobrze o tym wie, wiedział już zapewne, gdy pisał tamten artykuł. Choć on i gazeta mocno zawinili, strat moralnych poniesionych przez pokrzywdzonego nie pokryją suche i wymuszone po 2 latach przeprosiny, które znaleźć tutaj.
Źródło: własne |